Autor: Jakub Zielina
Tytuł: "Wierzenia Prasłowian"
Wydawnictwo: Petrus
Data wydania: kwiecień 2011
Liczba stron: 152
Interesuję się mitologią od lat i sięgając po "Wierzenia Prasłowian" spodziewałam się fascynującej lektury. Zamiast tego dostałam coś na kształt pracy magisterskiej, chaotyczny i suchy wywód, pozbawiony tak cenionej przeze mnie "lekkości pióra". Ale po kolei.
Na okładce książki czytamy, że to jedno z najlepszych opracowań na polskim rynku. "Niezwykła książka, którą czyta się jednym tchem". Poważnie? Na przeczytanie książki, której właściwa treść to ledwie 120 stron, poświęciłam cały dzień. A w takim czasie potrafię przeczytać książkę mającą 500 stron, więc zdecydowanie "Wierzeń Prasłowian" nie czyta się jednym tchem.
Tytuły rozdziałów są bardzo obiecujące, niestety w środku dostajemy wymieszanie mitologii indyjskiej, irańskiej, greckiej, rzymskiej, skandynawskiej i pewnie jeszcze kilku innych, które w tym momencie mi umknęły. I gdzieś tam, po cichu pomiędzy tymi wszystkimi faktami, przemyka mitologia Słowian. Łapałam się na tym, że nie miałam pojęcia co czytam. Oczywiście, dawne wierzenia mają to do siebie, że wiele elementów się przenika, ale w pewnym momencie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że cały wywód opiera się głównie na jakichś luźnych skojarzeniach.
W książce liczącej 152 strony jest 518 przypisów. I może nie byłoby w tym nic złego, w końcu "Wierzenia Prasłowian" są "mocno zakorzenione w materiałach źródłowych i historycznych", ale brak umiejętnego połączenia informacji pochodzących z tych źródeł sprawił, że czytelnik dostaje groch z kapustą. Dodatkowo jest sporo błędów stylistycznych i literówek, ale to przynajmniej nie jest winą autora.
Ponieważ dobrnęłam do końca, muszę przyznać, ze znalazłam kilka perełek. Ale było ich naprawdę niewiele. Plusem za to jest obszerna bibliografia, pozwalająca na zagłębienie się w temat.
Podsumowując: osobom, które chcą poznać wierzenia dawnych Słowian, a nie mają zbytniego pojęcia o tej mitologii, zdecydowanie odradzam. Po przeczytaniu tej książki będziecie wiedzieć jeszcze mniej niż na początku. Osoby mające już jakąś wiedzę na ten temat mogą znaleźć kilka ciekawych rzeczy, ale trzeba umiejętnie przesiewać treść przez grube sito. Ja się niestety zawiodłam.
Raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTytuł intrygujący, ale książka raczej nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki muszą wciągać, a z tego, co piszesz, ta jest raczej zbiorem suchych faktów. Chyba ją sobie odpuszczę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążka niespecjalnie mnie interesuje, ale po Twojej recenzji całkowicie ją sobie odpuszczę. Wolę powieści przygodowe czy fantasy. ;D
OdpowiedzUsuńWłaśnie tytuł mnie zaintrygował, miałam nadzieję na równie ciekawą treść i niestety na nadziejach się skończyło.
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgnę, ale mitologię też uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pytanie brzmi co jest punktem odniesienia dla oceny - czy nasze oczekiwania, czy cel jaki stawia przed sobą autor. Niestety zadowolić wszystkich nie można. Ci, którzy szukają 152 str. suchych wywodów z opatrzonych nieproporcjonalnie dużą ilością przypisów, powinni być zadowoleni.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze muszę przyznać, że mamy tu do czynienia z pograniczem -
OdpowiedzUsuńnie jest to pozycja popularnonaukowa ani naukowa w ścisłym tego słowa
znaczeniu. Dlaczego? Choćby dla tego, że takowe już zostały napisane.
Jeżeli chce ktoś poczytać pozycje popularnonaukową, która operuje
bardzo dobrym zrozumiałym językiem ale nie posiada przypisów, ani nie
przedstawia tak wielu przykładów, to polecam książkę dr Andrzeja
Szyjewskiego. Jeżeli ktoś chce 400 stron pisanych drobnym maczkiem to
polecam np. Artura Kowalika.
Nie miałem zamiaru powielać pracy któregoś z tych autorów. Pisałem
coś, co znalazło by odbiór wśród osób, które są w stanie wchłonąć
bardzo dużą ilość danych albo już wcześniej orientowały się w temacie.
Czytają ją bo potrzebują odświeżenia obrazu aktualnego stanu nauki,
szkicu, który mogą przeczytać w ciągu kilku godzin, uzupełnienia
swojej wiedzy o nowinki, bazę źródłową i - mam nadzieję - również moje
pomysły.
Problem pojawia się kiedy, ktoś próbuje ocenić moją książkę zgodnie ze
swoimi oczekiwaniami, bo zwyczajnie nie uda mi się zaspokoić oczekiwań
każdego odbiorcy. W tym przypadku problemem jest chyba to, że
czytelniczka oczekuje czegoś czego nie miałem zamiaru pisać. Na pewno
nie miało być to coś powszechnie fascynującego, niczym powieść
fantasy.
Zarzut, że praca to suchy wywód, wynika, jak sądzę, z tego o czym już
wspomniałem. Jest jednakowoż i inny powód - mieści ona maksymalnie
dużą ilość wiedzy na minimalnej liczbie stron. Po pierwsze dla tego,
że taka była moja idea, po drugie nie chciałem zniechęcić do czytania
osób, które zwyczajnie boją się zabrać za takie dzieła, jak to
napisane przez wspomnianego Kowalika. I znowu - to co dla jednych jest
powodem do negatywnej oceny mojej książki dla innych jest plusem.
Dosłownie kilka lat zajęło mi zmienianie kolejności akapitów, szyków
zdań, wyrazów - wszystko po to by książkę jak najbardziej skrócić.
Z jednym natomiast nie mogę się zgodzić. Z tym, że praca jest
chaotyczna. Jestem świadom, że laik może ją tak odbierać. Ba! Na pewno
dla większości historyków, moja książka jest nie do przyjęcia.
Nawiasem mówiąc między historykami a religioznawcami toczy się wojna
na temat metodologii jaką należy zastosować w przypadku religii
Słowian. Dlatego też wyraźnie określiłem, że jest to książka
religioznawcza, korzystająca z metodologii Georgesa Dumezila, De
Saussurea, Lakoffa i innych. Dla tych którzy znają i rozumieją te
teorie moja praca jest dużo bardziej klarowna. Kto te wszystkie teorie
zna? Pewnie mało kto ale dokładniejsze jej tłumaczenie w obrębie tak
małego formatu uznałem za nieuzasadnione. Inni zrobili to wcześniej i
lepiej ode mnie. W każdym razie jestem w razie potrzeby gotów bronić
każdego zawartego w moim wywodzie słowa.
Nie do końca jest też uzasadnione stwierdzenie, że w książce jest "za
dużo" przykładów z religii innych ludów. Tego wymaga metodologia. We
wstępie daję przykład "Religii Słowian" Henryka Łowmiańskiego, jako
książki, która w metodyczny sposób odnosi się prawie wyłącznie do
rodzimych źródeł historycznych, czyli danych o religii Słowian per se.
Jako przykład rzetelności jest znakomita ale nie nadaje się ona do
czytania a i wnioski z niej płynące są absurdalne ( czego nie ma w
wiarygodnych źródłach, należy uznać za niebyłe ). Źródła historyczne
nabierają sensu wyłącznie w połączeniu z danymi folklorystycznymi i
porównawczymi. Podobnie podchodził do sprawy Aleksander Gieysztor. Czy
książka Gieysztora jest "chaotyczna"? To szacowny klasyk. Ale przy
okazji to była dla mnie pierwsza książka z dziedziny, jaką
przeczytałem i za pierwszym razem nic z niej nie zrozumiałem.
Panie Jakubie, naprawdę nie musi mi Pan przesyłać kilka razy tego samego tekstu, chyba, że odczuwa Pan potrzebę wytłumaczenia się większej ilości osób. Odpisałam na Pana maila jesienią. Pan nie musi mi się tłumaczyć z kształtu tej książki, ja nie odczuwam potrzeby tłumaczenia się, dlaczego mi się nie spodobała. Proszę nie zarzucać mi bycia laikiem, skoro mnie Pan nie zna i nie sugerować, że oczekiwałam powieści fantasy. Życzę powodzenia w pracach nad kolejną książką. Pozdrawiam.
UsuńWitam,
UsuńNie ukrywam, że jeśli pracuje się nad czymś przez wiele lat, wyłącznie dla idei i chęci popularyzowania tematu to dotarcie do czytelnika staje się bardzo istotną kwestią. Dlatego też staram się aby czytelnik mógł obok krytyki poznać również polemikę autora i mam nadzieję, że nie dostrzega Pani w tym nic niestosownego. Przykro mi, że wydaje się Pani do siebie brać fakt, że publikuję ją w komentarzu. Wydawało mi się, że czym innym jest jednak prywatna konwersacja a czym innym polemika z recenzją, która zresztą w pracach naukowych nieraz zamieszcza się obok siebie.
W mojej polemice w istocie znalazło się określenie „laik”. Proszę nie traktować tego jednak jako przytyku osobistego. Nie przyszło by mi do głowy posłużenie się nim w dyskusji choćby dla tego, że w tak rozległej dziedzinie jaką jest religia Słowian każdy jest laikiem. Pojęcie zostało użyte w odniesieniu do recenzji i jej charakteru, który jak sądzę też podlega w jakimś stopniu ocenie. Zgadzamy się, że w momencie gdy pod ocenę zostaje poddany aspekt literacki tekstu, krytyk ma prawo do wyrażania do swojej subiektywnej opinii i w istocie nie ma obowiązku „tłumaczenia się z niej”. Myślę jednak, że co innego, kiedy recenzent dotyka aspektu, bądź co bądź naukowego. W takim przypadku oczekiwało by się uzasadnienia krytyki w sposób dyskursywny – wystarczy podać choćby jeden chaotyczny akapit i odnieść go do metodologii przedstawionej we wstępie książki. Spotkałem już się z tego rodzaju merytoryczną krytyką w za na stronie zalmoxis i bardzo sobie ją cenię. Niestety to jedyna tego rodzaju recenzja w Internecie o jakiej mi wiadomo. Pytanie też czy wobec opracowania naukowego można oczekiwać aby wszystkie użyte w nim przykłady były w czyimś subiektywnym sensie interesujące. Tego rodzaju oczekiwania można kierować wobec literatury - w tym przypadku kierowałem się przede wszystkim względami naukowymi.
Pozdrawiam z nadzieją na przyszłe merytoryczne dyskusje.
Na koniec przyznam się, że pracuję równolegle nad kolejnym projektem. Będzie to mitologia Słowian
OdpowiedzUsuńprzedstawiona w formie beletrystyki opatrzonej popularnonaukowymi komentarzami. Myślę, że będzie o wiele łatwiejsza w odbiorze dla każdego.
Jakub Zielina