Zastanawiałeś się kiedyś ile zarabiasz recenzując książki na swoim blogu? Czy wiesz ile warty jest Twój czas?
Nie?
To sprawdźmy.
Ale teraz załóżmy, że jedną stronę czytasz w jedną minutę. Z tego wynika, że przeciętną książkę (taką 400-500 stron) czytamy jakieś 400-500 minut, a to daje ok 8h produktywnej pracy (zazwyczaj więcej ze względu na to, że musisz robić przerwy i przełączać kontekst myślowy). Później trzeba przygotować tekst recenzji, zdjęcie, linki na facebooku, odpowiedzieć na pytania i komentarze pod tekstem itp, a to co najmniej kolejne 2-4h pracy.
Wydawnictwo dzięki temu zyskuje rozgłos dla swojej książki i "wieczną" reklamę na stronie blogera.
Dla wydawnictwa wysłanie blogerowi książki to koszt powiedzmy 30-40 zł. Gdy teraz podzielimy 40 zł przez 12h to daje 3,30 zł na godzinę (a w praktyce dużo mniej z powodów, które wspomniałem powyżej).
Tyle maksymalnie kosztuje Twoja godzina pracy przy barterowej współpracy z wydawnictwem. Jeżeli teraz w miesiącu pracowałbyś/pracowałabyś 146 godzin (typowy etat) to twoja pensja wynosiłaby... TADAM!! 481,80 zł!!! (<- tak to Twoje miesięczne wynagrodzenie). Gratulacje, właśnie dałeś się wyzyskać i jeszcze jesteś z tego zadowolony, a wręcz dumny. Idealny pracownik!
A najlepsze jest to, że to potencjalne 481,80 zł to zadrukowany papier, czyli nasze ukochane książki. Spróbuj kupić za to kanapkę w McDonaldzie, albo chociaż bułeczkę w Biedronce. Powodzenia.
Tylko, że skoro jak sama podkreślasz działa to na zasadzie barteru, więc nie może być mowy o żadnej gotówce. Ergo - Twój post nie bardzo ma sens.
OdpowiedzUsuńoj przepraszam najmocniej - sam :D niedopatrzenie z mojej strony i to głupie przekonanie, że tak mało mężczyzn prowadzi blogi..
UsuńMa sens. Poczytaj Kominka. To jest Twój czas, Twoja praca (nawet jeżeli ją kubisz i sprawia Ci przyjemność) i należy Ci sie wynagrodzenie. A to co dostajesz w ramach współpracy to jawne wykorzystywanie blogerów. I co najgorsze 99% się na to godzi.
UsuńOstatnio widziałem stosik Liski z White Plate i jestem pewien, że pokazała go za grubą kasę, a książki dostała w bonusie.
*lubisz - uroki pisania z komórki
UsuńDla mnie barter polega na wymianie towaru za towar (wydawnictwo mi książkę, ja wydawnictwu recenzję), bez udziału żadnej gotówki. Zresztą nie jestem profesjonalnym recenzentem, podobnie jak 99% blogerów, więc dla mnie żądanie zapłaty nie posiadając żadnego wykształcenia w tym kierunku jest bezzasadne. Nie wiem kto, to Kominek, Liski również nie znam, ale podejrzewam, że jeśli tak było to działa to tak, ze ma naprawdę potężną liczbę wyświetleń i zaprezentowanie książek to naprawdę ogromna reklama dla danego wydawnictwa.
UsuńLiska to jedna z najbardziej znanych blogerek kulinarnych. A stosik, o którym Mariusz pisze jest tu: http://whiteplate.blogspot.com/2013/11/nowe-ksiazki-kucharskie-2013.html. Kominek natomiast to legenda polskiej blogosfery. Niedawno wydał drugą książkę, warto przeczytać, bo zmienia spojrzenie na podejście do blogowania: http://kominek.es/2013/10/23-pazdziernika-premiera-mojej-drugiej-ksiazki/
UsuńCoś w tym jest, ale drugiej strony i tak mogłabym przeczytać tę książkę (kupić, wypożyczyć z biblioteki, przeczytać na ebooku lub mbooku), więc równie dobrze mogę napisać na jej temat recenzję. Moim zdaniem nie powinno się przeliczać tego na pieniądze.
OdpowiedzUsuńo jednym tylko zapominasz.
OdpowiedzUsuńjakie wyzyskiwanie? przecież ktoś kto prowadzi bloga, kocha czytać, a książkę którą bierze od wydawnictwa być może sam by sobie kupił, "zmarnował" 500 minut a potem 2-4 godziny, i jeszcze stracił 481,80 :<
i wiesz, myślę że większość naszej blogosfery stale to robi, i jeszcze z uśmiechem na ustach :)))
A ile z książek, które proponują Ci wydawnictwa kupilabyś za kasę? Bo tylko te wg mnie sa warte Twojego czasu. Inne czytasz i recenzujesz głównie dlatego, że czujesz potrzebę odwdzieczenia sie za to ze dostalas cos za free (choc faktycznie tak nie jest).
Usuńno może nie wszystkie, ale ryzyk fizyk... książki z biblioteki też nie wszystkie okazują się fajne, a te od wydawnictw możesz wymienić. a parę razy już trafiłam na naprawdę fajne książki, po które inaczej nie miałabym jak sięgnąć. poza tym wiem przecież, że decyzja na współpracę z wydawnictwem to też trochę wyrzeczenia, bo często obowiązują terminy, bo czasem książka jest niefajna. ale to jest naprawdę świetne uczucie, że dostajesz książki za darmo, że ktoś cię docenił - i to mimo wszystko,że recenzji uczyłeś pisać się sam. mówisz o tym tak, jakby ktoś do współprac ZMUSZAŁ... nie chcesz, nie współpracuj.
UsuńCo prawda nie ja jestem autorem tego posta, ale właśnie o to w nim chodzi - że książki wbrew pozorom nie są za darmo. Są za najcenniejszą rzecz, jaką się posiada - nasz czas. A ze swojego punktu widzenia mogę napisać, że już od jakiegoś czasu nie biorę do recenzji żadnej książki, której sama bym nie kupiła.
UsuńLudziom to nie przeszkadza, więc nic się nie zmieni. Zarabiać będą blogerzy modowi, kulinarni, life style'owi, od mediów, pr, gier, wszystkiego innego - oprócz książek. Wszyscy z zachwytem rzucają się na "darmowe" książki, więc dlaczego ktoś miałby nam za to płacić? Nie cenimy się, więc i nas nie będą cenić.
OdpowiedzUsuńO to właśnie chodziło. Dzięki za poparcie.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHmm... Nie podoba mi się stawianie sprawy takim kontekście. To tak jakby świat był czarno biały. Nie uwzględniasz w swoim wpisie "barw", jak chociażby wolny wybór. Reklamy na blogach nie można ignorować, ale czy rzeczywiście ma ona aż tak gigantyczne znaczenie? Stawiając się na miejscu wydawcy, gdyby każdemu blogerowi miał zapłacić powiedzmy 100 zł za recenzje to w życiu nie zarobiłby na książce. Recenzja nie ma takiego przełożenia na zakupy. Z drugiej strony jaka praca taka płaca... Uwierz mi mi są blogerzy, którzy zarabiają na pisaniu recenzji. Prowadzenie wydawnictwa to biznes, o czym często zapominamy. Wszystko musi się kalkulować.
OdpowiedzUsuńWydawnictwa reklamują książki na billboardach w centrum Warszawy (a to kosztuje kupę kasy) i zarabiają swoje. Budżet na promocję musi założyć każdy biznes skierowany do "mas". W przeliczeniu na zasięg blogerzy są siłą i to niestety tanią siłą. A teksty, które piszą nie przemijają i nie znikają jak outdoor, reklama w mediach czy banerowa. W Internecie zostają z Twoją opinią na zawsze.
UsuńNawet na tym blogu duża część recenzji ma ogromne ilości wejść wiele miesięcy jeśli nie lat po zrecenzowaniu. I ciągle wzbudzają niemałe emocje.
Trzeba też pamiętać, że blogi książkowe czytane są przez osoby zainteresowane książkami(nie licząc innych blogerów książkowych, którzy również są zainteresowani książkami), a więc osobami o wiele bardziej zainteresowanymi zakupem dobrej książki co dla wydawnictwa ma duże znaczenie.
Ja się co do zasady zgadzam, ale naprawdę wydawnictwa nie mają takiego budżetu na reklamę jak np. marki odzieżowe czy kosmetyczne. Są to całkowicie inne realia. Na billboard w Warszawie mogą sobie pozwolić nieliczne wydawnictwa i nieliczne książki.
UsuńJa nie twierdzę, że nikt nie czyta recenzji na blogach, sama wiem jakie mam statystyki, ale orientuję się jakie przełożenie ma taka reklama na zakupy książkowe. Jest kilka blogów książkowych, które wyrobiły sobie markę i rzeczywiście powinni oni zarabiać na pisaniu recenzji, ale te tysiąc pozostałych to już kwestia dyskusji.
Sądzę, że kwestią czasu jest zarabianie na pisaniu recenzji książkowych, ale dotyczy to garstki blogerów.
Moim zdaniem, każdy ma swój mózg i sam podejmuje decyzje.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że koszt wysłania książki blogerowi jest jeszcze niższy, 40 zł to książka w sklepie kosztuje ;) Generalnie każdy powinien to rozważyć samodzielnie, ale warto ludzi uświadamiać. Bo bądźmy szczerzy - jakie sobie ktoś wypracuje warunki z wydawnictwem (na co się zgodzi), takie je ma. A porównywanie nas do blogerów modowych to już w ogóle inna bajka - trochę inny zasięg mamy my, a trochę inni oni ;) Wystarczy, że zrobią fotkę jakiejś książki i dają jej większą reklamę niż trzydzieści naszych opinii razem wziętych - tak myślę ;)
OdpowiedzUsuńBlog to miejsce w którym dzielę się swoją pasją, robię to co lubię i o tym piszę. Gdybym chciała na czytaniu zarabiać, to starałabym się podjąć PRACĘ w jakimś czasopiśmie czy portalu podpisując umowę i określając stawki. W innym przypadku takie wyliczenia jak Twoje nie mają kompletnie sensu, bo jak wycenić czas który poświęcesz na rozrywkę? Dla mnie jest on bezcenny.
OdpowiedzUsuńPieniądze, pieniądze, pieniądze... Ludzie, nie one są najważniejsze! Jeśli ktoś lub to, co robi, to po co ma przeliczać swoją pasję na pieniądze? A może nawiązanie współpracy z jakimś wydawnictwem i poświęcanie czasu dla książek z ich oferty jest dla kogoś spełnieniem lub marzeniem? Na zarabianie pieniędzy przyjdzie jeszcze czas. Poza tym nikt tu nie jest "pracownikiem", bo nikt nie podpisuje umowy z wydawnictwem. W każdej chwili można zakończyć współpracę.
OdpowiedzUsuńPoza tym w zupełności zgadzam się z Emą i Honoratą.
"Nic nie wiesz, Jonie Snow." - czytacie to co chcecie przeczytać :)
UsuńCo do marzeń to trzeba uważać, żeby marzenia nie były zbyt proste do spełnienia, bo może nas spotkać zawód. I mały obrazek dla przykładu:
http://3.bp.blogspot.com/-ZjUZTR2JGKE/UpHPuDJykbI/AAAAAAAATQc/BeVICeNLc8I/s1600/latwy_cel.jpg
Tego artykułu nie należy traktować jako ataku na współprace, ale jako uświadomienie, że takie recenzowanie książek to nie jest tylko hobby. Możesz to lubić, może być twoją pasją, ale jeśli bierzesz książkę od wydawnictwa, to masz w związku z tym zobowiązania, gonią cię jakieś terminy, a to już jest jakaś forma pracy. Zresztą dziś napisałam w jakim kontekście warto zdawać sobie sprawę z wartości swojego czasu.
OdpowiedzUsuńZupełnie inaczej ma się sprawa w przypadku pisania recenzji własnych książek, wtedy to jest owszem tylko pasja i takie osoby w ogóle nie powinny tego tekstu czytać :)
Ktoś kto chce recenzować książki powinien lubić je czytać. Jeżeli recenzowanie chcemy traktować jako zarobek, to ktoś tu chyba nie wie o czym mówi. Dla mnie jako mola książkowego, możliwość pozyskania książki za darmo, ale w cenie spędzenia czasu nad recenzją jest czymś dobrym. W Polsce książki wcale nie są tanie, jeżeli ktoś lubi czytać książki i pisać choćby na blogu, nie powinno być dla niego problemem to ile jest w stanie "wyciągnąć" na recenzjach. Według mnie powinna to być ciekawa forma spędzenia czasu i możliwość powiększenia swojej biblioteczki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam c:
Czy aby na pewno tak jest że na recenzjach nie da się zarobić? Nie sądzę, a co z programami partnerskimi, reklamami, etc.? Pasja Pasją ale zawsze milej gdy człowiek może dorobić choćby parę groszy do budżetu domowego :) Przy okazji pozwolę sobie zaprosić na mój blog http://stroniczka.blogspot.com/ . Nie wiem czy to tutaj dozwolone więc jeśli nie to proszę usunąć mój komentarz, pozdrawiam wszystkich serdecznie.
OdpowiedzUsuńfajny artykuł - dużo o tym jak zarabiać na książkach też tutaj www.jakoszczedzacjakzarabiac.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBardzo fajny artykuł – dużo o tym jak zarabiać na książkach też http://jakzarabiacjakoszczedzac.blogspot.de/2016/02/jak-zarabiac-na-ksiazkach.html
OdpowiedzUsuńTemat wiecznie żywy, chociaż Honorata w 100% wyłożyła mój sposób myślenia.
OdpowiedzUsuńZ tego wpisu przebija frustracja i rozumiem ją w całej rozciągłości :) W końcu nie ma to jak zarabiać na czymś, co się kocha, a czytanie i recenzowanie pochłania sporo czasu. Jednak dostawanie książek za darmo - książek, po które normalnie by się nie zajrzało do księgarni ani nawet do biblioteki, a które okazują się być wspaniałe i stoją potem na honorowym miejscu na półce - to też spore wynagrodzenie. To zależy od recenzenta, ile czyta - jeden dwie książki w miesiącu, inny dziesięć. Im więcej przeczyta, tym więcej ma dla siebie :)
OdpowiedzUsuńNie bierzecie pod uwagę jeszcze jednego. Prowadząc bloga zarabia się także na popularności, wyświetleniach bloga, reklamach.
OdpowiedzUsuńOczywiście, reklamy google dadzą niewiele, CPM rzędu 3zł za 1000 wyświetleń, ale mając wartościowego bloga z dużą ilością wyświetleń to można przystąpić do sieci reklamowej i sprzedawać bannery za 60zł za 1000 wyświetleń.
Czyli tak, dostaje się za free książki od wydawnictw, ale przygotowuje się content (recenzję), a to ten content zarabia. Trzeba po prostu myśleć inaczej - nie zarabia się na pisaniu recenzji (bo tu faktycznie się nie zarabia) a zarabia się na publikacji recenzji. To dwa różne podejścia i do czasu aż się tego nie zrozumie to nie zacznie się zarabiać.
Ja zupełnie z innej branży (blog jeździecki) i jak to zrozumiałem to na reklamie wyciągam ponad 2000 złotych netto przy niewielkim ruchu na stronie. Wcześniej też mi sie wydawało, że praca niedochodowa - dostawałem sprzęt do testów za kilkadziesiąt złotych i testowałem go przez tydzień. Po pierwsze sam bym go nie kupił (więc jest zbyteczny) po drugie miesięcznie to było kilkaset złotych w nieprzydatnym sprzęcie a po trzecie plan treningowy z koniem zawalał mi się przez te testy. Nic tylko zrezygnować z biznesu. Aż do czasu gdy zrozumiałem, że nie zarabiam na pisaniu recenzji a na czytających recenzję (odwiedzający, reklamy).
Takie podejście sprawiło również, że moje recenzje stały się bardziej obiektywne. Bo nie pracowałem już dla producentów sprzętu a dla czytelników. Znacząca zmiana.